- W ten sposób dajemy dzieciom zajęcie – mówi o programie „Siatkówka łączy narody” finannsowym ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki, psycholog Agata Woyciechowska. - Dzięki temu nie są skazane jedynie na myślenie, tęsknotę za domem i rodziną. Zbliża się okres świąteczny, kiedy pragnienia bycia blisko rodziny, samych siebie, będą szczególnie wybrzmiewały. To będzie dla nich trudny czas. Ale dlatego organizacja aktywności angażującej osoby z Ukrainy, m.in. sportowej, jest bardzo ważna – dodaje.


W jakiej kondycji psychicznej dzieci z Ukrainy trafiły do Polski?
- W różnej. Przyjechały do nas dzieci z terenów zarówno mniej zagrożonych, jak i tych objętych działaniami wojennymi. Pierwsze miały mniejsze problemy emocjonalne. Drugie były wielokrotnie przesiedlane, migrowały, uciekały spod ostrzałów. Łączy je to, że z dnia na dzień straciły dom. Ich rodzice decydowali się na wyjazd, a bardzo często była to część rodziny, bo bracia, ojcowie, dziadkowie zostawali w kraju. Nie dość, że doświadczały poczucia ogromnego zagrożenia, to jeszcze utraty bliskich i domu. To dzieci, które po przyjeździe do Polski, kiedy słyszą np. karetkę pogotowia, chowają się pod fotelami. To dzieci, które mają też koszmary nocne. Te, które przyjeżdżały do nas w lutym, marcu, miały też np. odmrożenia, przez długie wyczekiwanie na granicy. Krótko mówiąc: to dzieci z problemami fizycznymi, psychicznymi i społecznymi, bo choćby nie mają przy sobie swoich rzeczy. Są pozbawione całej stałości, którą miały w Ukrainie.

Tym dzieciom często brakuje ojców. Zauważa to pani w codziennej pracy?
- Część rodzin migruje wspólnie, ale jest duża grupa, z której migrują kobiety z dziećmi, a ojcowie zostają, bo np. służą w wojsku, straży granicznej, są też tacy, którzy nie są akurat powołani, ale są w gotowości. To jest ogromna tęsknota, liczne telefony, rozmowy przy użyciu kamerek internetowych. Są też głębsze tragedie, bo niektórzy przyjeżdżają do nas z przewlekłymi chorobami, w trakcie leczenia, w trakcie diagnozy autyzmu.

Gdybyśmy mogli generalizować - to raczej dzieci smutne, czy wręcz przeciwnie? Żywiołowe, których ulubiona zabawą jest np. zabawa w policjanta i złodzieja.
- Dziecko, wyjeżdżając z domu w takiej sytuacji, jest wyrwane. Ma mnóstwo przeżyć, z którymi trudno sobie poradzić. Musiało zostawić ulubione zwierzę, dziadków, ojca. Jest w nowej sytuacji, nowej rzeczywistości, a jednocześnie musi sobie radzić z przerażeniem swojego rodzica, np. matki, która też nie zna języka, a przyjeżdża do obcego kraju. Lęk i smutek to podstawowe emocje, które się pojawiają. Tym dzieciom na pewno jest potrzebne poczucie bezpieczeństwa, stabilizacja i rodzaj jakiejś normalności, która objawia się tym, że muszą mieć jakąś stałość: dom, edukację, kontakt z językiem ojczystym. To kwestia też małych dzieci, które dopiero uczą się mówić i czytać. Kiedy po wojnie wrócą do Ukrainy mogą być wykorzenione z własnej kultury. Druga sprawa to jednak próba odnalezienia się tu i teraz, w Polsce, a mogą w tym pomóc różne aktywności.

Jak np. program "Siatkówka łączy narody"? To projekt, który z założenia ma pomóc dzieciom ukraińskim znaleźć zajęcie w tym trudnym czasie. Dzieciaki trenują siatkówkę w klubach, a niekiedy spotykają się z profesjonalnymi siatkarzami ukraińskimi Barkomu Każany Lwów.
- To bardzo dobry pomysł. Podobnie jak klasy przygotowawcze przed właściwą szkołą. Z jednej strony mogą integrować się wewnątrz własnego kręgu kulturowego, czyli Ukraińcy z Ukraińcami, ale też Ukraińcy z Polakami. Bo nie wiadomo, jak długo tu będą. Ten czas można też spożytkować po to, by poznać polskość. Zanurzenie się w kulturze przez sport również jest możliwe. Druga rzecz to aktywność - w ten sposób dajemy im zajęcie. Dzięki temu nie są skazani jedynie na myślenie, tęsknotę za domem i rodziną. Zbliża się okres świąteczny, kiedy pragnienia bycia blisko rodziny, samych siebie, będą szczególnie wybrzmiewały. To będzie dla nich trudny czas. Ale aktywność, objawiająca się w organizowaniu zajęć np. sportowych, jest bardzo ważna. Zarówno w grupach homogenicznych, jak i heterogenicznych.

Jakie znaczenie na kondycję psychiczną ma sport?
- Wskutek wysiłku fizycznego wyzwalają nam się w mózgu chociażby endorfiny, które są nazywane hormonami szczęścia. Ruch poprawia nam nastrój. Jest zresztą mnóstwo badań psychologicznych, które pokazują związek ruchu z poprawą nastroju. W pracy z traumą, silnym stresem zaleca się włączenie ruchu do terapii. Podobnie jest z depresją i zaburzeniami lękowymi. Co ważne, nie musi to być ruch ekstremalny, zawodowy, a chodzi o każdy ruch, np. spacer z kijkami, czy zorganizowane zabawy dzieci. Chodzi o to, by aktywizować ciało, bo np. kiedy odczuwamy lęk czy złość, nasze ciało przygotowuje się do ucieczki. Produkuje kortyzol i adrenalinę, mięśnie się napinają, narządy pracują bardziej intensywnie. Możemy oddziaływać na emocje z dwóch poziomów: psychologicznie, np. przez rozmowę, ale też fizjologicznie, np. przez odstresowanie ciała. Uprawiając sport doprowadzamy do mniejszego napięcia mięśni, a w związku z tym one się z czasem bardziej rozluźnią, co będzie miało wpływ również na nasze głowy.