- Nauczyliśmy się, że w lidze polskiej trzeba być bez przerwy skoncentrowanym. Inaczej nie da się wygrać - opowiada Ugis Krastins, trener Barkomu-Każany Lwów.
 
Barkomu-Każany Lwów to pierwszy zagraniczny zespół, jaki wziął udział w rozgrywkach polskiej PlusLigi. Z powodu wojny musiał rozgrywać mecze w Krakowie. Szło różnie, ale cel został osiągnięty - już wiadomo, że Barkom utrzyma się w lidze.

Niejako przy okazji przeprowadzka lwowskiej drużyny do Polski stała się częścią programu “Siatkówka Łączy Narody”. Jego celem była m.in. pomoc ukraińskim dzieciakom, którzy w Polsce znaleźli schronienie.

Jaki to był sezon dla pańskiej drużyny?
Ugis Krastins: Było wiele wzlotów i upadków. W niektórych spotkaniach graliśmy naprawdę dobrze, w innych powinniśmy byli zachowywać się zupełnie inaczej. Może to kwestia naszego doświadczenia? Tym bardziej że PlusLiga jest bardzo wymagająca. W każdym, naprawdę każdym meczu, niezależnie czy gra się z pierwszym czy ostatnim zespołem w tabeli, trzeba być przygotowanym na 100 procent. Jak się nie jest, to się przegrywa. Cały ten sezon był więc dla nas wielką lekcją. Pokazał, że trzeba być bez przerwy skoncentrowanym, często wychodzić poza swoją strefę komfortu. To był jednak dobry czas, dużo się nauczyliśmy i z zebranego doświadczenia jestem bardzo zadowolony.

Co jest do poprawy w pierwszej kolejności?
- Wiele rzeczy musieliśmy było i nadal jest do poprawy. Na początku nasze głowy zajmowała nie tylko siatkówka, trzeba było zająć się także organizacyjnymi sprawami. Po przyjeździe trzeba było przygotować salę treningową, dostosować ją od podstaw do naszych potrzeb. Daliśmy radę, ale to kosztowało nas trochę energii. Po czasie rywale zobaczyli, że muszą na nas naciskać, szczególnie zagrywką. My z kolei musimy być gotowi na to, by nie oddawać punktów zbyt łatwo, bo poziom jest bardzo wysoki. Słowem: jest nad czym pracować.

Trudno było grać cały czas poza własną halą, miastem, krajem?
- Oczywiście dało się to odczuć. Czulibyśmy się lepiej, gdybyśmy grali w domu, ale jest jak jest. Cieszymy się, że Kraków dał nam szansę. Jesteśmy za to wdzięczni. Tym bardziej że to turystyczne, otwarte miasto, na halę też nie mogliśmy narzekać. Dobrze było tu być.

Ma pan kontakt z ukraińską siatkówką, jest pan selekcjonerem reprezentacji tego kraju. Czy w Ukrainie dziś da się rozgrywać mecze?
- Tak. Wszystkie mecze ligowe przez cały sezon były rozgrywane w jednej hali, w możliwie najbezpieczniejszym miejscu (w Czerniowcach - przyp. red.). Zawodnicy przyzwyczaili się już do przerw w dostawach prądu, do alarmów bombowych. Rozgrywają mecze wbrew takim sytuacjom, sezon zbliża się już ku końcowi. Trzeba przyznać, że organizatorzy wykonali kawał dobrej roboty, a w obecnych warunkach nie było to łatwe. Co dalej z ukraińską siatkówką? Wielu dzieciaków, także młodych sportowców, jest na uchodźctwie, i o nich martwię się najbardziej. Mam nadzieję, że nie będzie wielkiej wyrwy w szkoleniu, ale nie można być tego pewnym.